
text: Aleksandra Wróbel, Architecture student at Technische Universiteit Delft, graduate of Architecture at Cracow University of Technology,
Agnieszka Witaszek, Architecture and Built Environment student at Technische Universiteit Delft, graduate of Architecture at Warsaw University of Technology,
Elżbieta Gaworek, retired school director, geographer specialised in polar zones, member of Seniors' Club and Dance Theather in Kielce
photographs: provided by essay's authors
reading time: around 10 min
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale ciekawość mnie zżera..., dokąd się dziecko wybierasz?
- Ach nie ma za co przepraszać, na wakacje, do rodzinnego domu wracam, a Pani?
- Rozumiem, rozumiem, rodzinnego domu... z Gdyni jadę, o, właśnie mija szósta godzina, do sanatorium. Córka mnie spakowała, powiedziała - jedź i nie wracaj! Może żartowała..., ale Krynica... każdy o niej słyszał, prawda? Krynica Zdrój, wujenka z Wrocławia mówi, że bajka, a ja najdalej na południe to w Busku bywałam.
- Zgadza się, słyszałam. Zapewne Pani wypocznie. Na długo się Pani wybiera?
- Całe trzy tygodnie! Spakowałam szlafrok, kijki do chodzenia, wszystko mam, a wciąż wrażenie ze czegoś nie ma, że czegoś zapomniałam. Pani taka młoda to pewnie szkoda na telewizor czasu, ale ostatnio pokazywali na Rozrywce takie perypetie w sanatorium, myśli Pani, że mnie też czekają takie? Córka mówi, że jak moja współlokatorka...
- Współlokatorka to ważna sprawa.
- Tak, tak w rzeczy samej, o nie daj Bóg, żeby chrapała, prawda? To już pobyt staje się nieprzyjemny, a jak za mało lub za bardzo gadatliwa to człowiek się wyleczy, a psychicznie zachoruje. No, miejmy nadzieje, miejmy nadzieje.
- A pokój z łazienką?
- A no z łazienką z łazienką, córka się starała, żeby był blisko stołówki, żebym się nie forsowała.
Jak jest w sanatorium? W sanatorium to sztucznie się trochę zachowuje człowiek, np. na jadalni same maniery kulturalne, a w gruncie rzeczy to jest inaczej - rozmawiając z koleżanką z pokoju dobierasz słowa, żeby wyrobić sobie markę osoby oczytanej i kulturalnej, mimo że często tak nie jest. Cokolwiek nie robisz to koniecznie musisz pokazać to, jakiego jesteś zdania: oceniasz film, prowadzisz dyskusję, pokazujesz swój punkt widzenia: musisz krytykować albo wnosić coś nowego zawsze. Nawet idąc na spacer w większej grupie Twoja współlokatorka zachwyca się przyrodą, liczy każdy płatek kwiatka, mimo że wczoraj powiedziała, że nienawidzi swojego ogródka. Tak już jest – dwulicowość. No i oczywiście reszta nie chce wypaść wcale gorzej, więc każdy też zachwala, a jakże! Każdy chce się jakoś wybić: jak nie w dyskusji to poprzez strój: buty, sukienka. Idąc na wieczorny koncert wszyscy walczą o byt, o krzesło - aby być jak najbliżej muzyków. Te same kobiety co przed chwilą się tak rozpychały teraz zwracają uwagę innym: a niech pani nie szura krzesłem! Niech pani się uciszy! A co robiły przed chwilą? Jakaż to obłuda!
***
W sanatorium trzeba również walczyć w kolejce o jedzenie: nikt nie czeka kulturalnie, ale za to każdy innym zwraca uwagę: - Pani tu nie stała! jednak mając okazję sami wyprzedzają wszystkich. I na każdy posiłek jest to samo – cały czas kolejki, po 400 ludzi na sale! Ludzie krzyczą: zajmij mi miejsce! Kłócą się, wyzywają, ale zwrócić komuś uwagę to ho! ho! wielka obraza. Rzucą ogryzek, peta na podłogę, mimo że kosz obok, taka to kultura. Zabiegi to wiadomo, każdy pokorny. Krótko mówiąc: innym się jest, jak Cię obserwują, a innym, gdy nikt nie patrzy. Czasem podziękuje ktoś za zwróconą uwagę, ale zwykle to, mimo że wiedział, że popełnił gafę, się do tego nie przyzna. - Albo w łazience jakie brudy zostawiają. To jest kultura?
A ci co chcą kogoś poderwać – no bo po to przecież jadą! Takie głupstwa opowiadają, głupoty, a wcale nie są przez to lepsi. I to właśnie widać najbardziej na wieczorkach – istny pokaz mody - jak karnawał w Rio - różnorodne sukienki, plecy odkryte, pomarszczone, ramiona odkryte, jakby lusterka nie mieli, tracą poczucie wieku, sukienka przed kolana - żylaki na wierzchu, trzeba wiedzieć co pasuje, a co nie. A wszystko to walka o płeć przeciwną. Ludzie w starszym wieku boją się starości i szukają przyjaciela. Na przykład wdowa w starszym wieku robi sztuczne ruchy - to się da zauważyć: kobieta 80 letnia rusza się tak jak 50 letnia. Chce pokazać, że jeszcze sprawna: ruchowo, pamięciowo, że elegancka - każdy się boi samotności na starość. No więc się stroją – na śniadanie w jednym, na obiad już w czymś innym, na kolację też inaczej. Każdy przyjeżdża z wielkim bagażem.
***
Gorzej jak ktoś zostawi swoją drugą połówkę w domu i szuka relaksu. Byłam świadkiem czegoś takiego w Krynicy: wracaliśmy autobusem i siedzieli ze mną ludzie z sanatorium: on miał wysiadać chyba w Busku, a ona w Kielcach. On mówił, że ją odwiezie do Kielc, koniecznie chciał no bo bujnął się w niej. A ona nie chciała, bo bała się ze ktoś ją odbierze w Kielcach no i zobaczy. On wtedy powiedział: tak, pewnie masz kogoś i boisz się, że Cię ze mną zobaczą! Oszukałaś mnie, wyciągnęłaś pieniądze i teraz zostawiasz! Tak samo moja koleżanka - bujnęła się w facecie i jadąc do pracy do Ćmińska cały czas płakała i wspominała, mimo że to on ją rzucił.
To samo się dzieje na deptaku: popisywanie się, prezentowanie siebie z jak najlepszej strony. Są takie osoby, z jakiś agencji czy skądś – nie wiem, które chodzą z żółtym parasolem i w różowej sukience i umawiają się z każdym kto tam chętny się zgłaszał, i z kobietami, i z mężczyznami. Więc burdel kwitnie. Różnorodność i kolorowość.
***
Czemu tak jest? No każdy chce uciec od codzienności. Chcą na nowo pokazać swoją wartość, jednak zwykle to się po prostu poniżają. Przecież jak ktoś nie ma nic do powiedzenia, a tu nagle ktoś pochwali jego strój no to przecież od razu czuje się ‘wyżej’. Każdy odczuwa potrzebę, żeby błysnąć, usłyszeć pochwałę, czego nie dostaje w domu. Niektórzy mają przez to manię wyższości, która rośnie, jeżeli się kogoś pokona w dyskusji, lub jeżeli ktoś tobie ulegnie, no to ma się ogromną satysfakcję z tego. Bo przecież jak już się całkowicie nie ma czego powiedzieć to najlepiej krytykować wszystkich i wszystko naokoło, wtedy najłatwiej można zbudować swoją wartość. Miałam nawet taką sytuację: biorę wodę w pijalni i mówię: ale piękny marmur na ścianach! A ona do mnie, że przecież to nie jest żaden marmur tylko inny kamień i to z takimi nerwami jeszcze. Ja jestem z wykształcenia geologiem i jestem przekonana, że to marmur był, no ale przecież nie przekonam jej.
A ja? Ja nie boję się samotności na starość, bo mam Was, ale gdybym nie miała? Jak jadę to ja nie szukam nikogo, ale tak samo chcę poznać swój autorytet. Mimo że dużo nie czytam, że nie oglądam, że ja to, że ja tamto to będąc w sanatorium też się staram zachować jakąś kulturę. Może też jestem inna? Widzę jak się przebierają, no to też muszę podporządkować się, by nie wyglądać jak czarna owca. Zresztą, też dobierasz sobie takie towarzystwo, gdzie możesz prowadzić dyskusję - nie będę się zniżała do osób, które tylko mówią na chu i ku. A po ludziach widać co sobą reprezentują. Najgorzej jak jest się przydzielonym do stolika podczas posiłków na stałe: Nie lubiłam osoby, która obok mnie siedziała, z Bielska-Białej, bo wszystkich krytykowała, nie szanowała. Facet jeden z kociej wiary też dawał swoje mądrości. Cztery osoby nas siedziało i tylko z jednym mogłam porozmawiać, opowiadał o chorobach, o wycieczkach. Ja znam swoją wartość, bo wiem, że człowiek bogactwo ma w sobie, jeżeli ktoś czuje się dobrze przy tobie to znaczy, że jesteś bogata wewnątrz. Co znaczy człowiek, gdy jest sam? Czy po sanatorium przyjaźnie trwają dalej? Po sanatorium to wszystko wygasa z biegiem czasu.
W Krynicy
Jestem na wczasach nad Kryniczanką,
mieszkam w 111stym z Marią i Anką.
Bardzo się cieszę ze z nimi bywam,
gdy Maria wstanie od jej kawałów już boki zrywam.
Ania kokietka bardzo troskliwa,
chce nam namówić panów na randkę.
Może się uda - szanse niewielkie, bo panów mało
sprytniejsze panie już na początku ich zatrzymały
lecz my o żadnego się nie staramy,
bo nogi jakby chcąc zrobić na złość - chodzić nie chciały.
Spacer z Marysią to rewelacja,
idziemy wolno, miarowym krokiem - to relaksacja.
Czasem do przodu się pochylamy,
by się nie garbić nawzajem się wnet poprawiamy.
Marysia ciągle Elę pilnuje
i na spacerze Ela posłusznie plecy prostuje.
Trudno nam Ani kroku dotrzymać,
my starsze panie wolimy przy ławce się częściej zatrzymywać.
Ania nas zawsze śmiechem rozbawi
i medytuje jakby nas jeszcze trochę zabawić.
Ania Stefania filigranowa
nawet najbardziej posępną minę rozgonić zdoła.
W Krynicy zawsze wiele atrakcji
Tańce w Hawanie, Góra Parkowa,
każdy jest w akcji.
Pani "w różowym" deptakiem włada
każdemu pod parasolem ofertę składa.
W budynku obok mieszka Marylka
super dziewczyna rodem z Kleczewa koło Konina.
Często nawzajem się odwiedzamy
i do przeszłości, do lat młodości, wszyscy wracamy.
Gdy się spotkamy nie próżnujemy,
dzieło Marylki w butelce śliwki przetestujemy.
Test pozytywny, wysoka nota,
lecz w Kryniczance testy wzbronione, choć jest ochota.
Przed posiłkami bilet wręczają
i na prelekcję w zamian za prezent nas zapraszają.
Turnus upływa, codzienność wraca,
trzeba pomyśleć już o następnym
i forsę składać.
Turnus upłynął, my mamy plany
że już niedługo tutaj w Krynicy znów się spotkamy.