Architektura słuchowa  

tekst i grafika: Aleksandra Wróbel ,
absolwentka Wydziału Architektury na Politechnice Krakowskiej

czas czytania: ok. 10 min



Początek architektury słuchowej

Zaczynając rozważania na temat architektury słuchowej, należy najpierw zastanowić się nad tym, czy codzienne otoczenie akustyczne w którym żyjemy, przybiera kształt, w którym możemy się odnaleźć. Patrząc dalej – czy może stać się ono medium do zrozumienia motywów działania i funkcjonowania człowieka na podstawie dźwięków, które sam wytwarza i którymi jest otoczony?

Aby móc zrozumieć, czym jest architektura słuchowa oraz w jaki sposób może ona wpływać na sposób doświadczania otoczenia, należy zrozumieć istotę zarówno dźwięku, jak i ciszy oraz skupić się na samym procesie słuchania.


Po pierwsze

Pytanie o rolę dźwięku w życiu człowieka, chociaż nieświadomie, zostało postawione już setki tysięcy lat temu w momencie formowania się pierwszych plemion wędrownych.
Koczowniczy tryb życia, mimo wielu zalet wynikających z wolności wyboru miejsca zamieszkania oraz łatwości w jego zmianie, wiązał się z brakiem jakiejkolwiek przynależności terytorialnej oraz przestrzennej identyfikacji z zamieszkiwanym tymczasowo obszarem.
W takiej sytuacji, elementem podtrzymującym tożsamość plemienną stał się rytuał, oparty w swej pierwotnej formie na dźwiękach, które wyznaczały rytm życia plemiennego oraz wzmacniały więzi pomiędzy jego członkami.

Pożądany efekt jedności uwydatniał się szczególnie pod osłoną nocy, kiedy to przy całkowitej redukcji wizualnej bodźców, rozbrzmiewająca muzyka wyznaczała symbolicznie strefę zasięgu oddziaływania danego plemienia.
Jej zakończeniem była cisza - niewidzialna granica wyznaczająca teren pomiędzy, tworząca niejako barierę ochronną i przypisująca konkretnej społeczności dany teren, tu i teraz.
Jej transparentny i efemeryczny charakter uwidaczniał się natychmiast w momencie zmiany miejsca osiedlenia się plemienia – zarówno cisza, jak i dźwięk, podążały za ludźmi, aby na nowym terenie znów mogły się ujawnić pod postacią niewidzialnej siły, oferującej im namiastkę poczucia przynależności i jedności z chwilowo udomowionym kawałkiem ziemi.

Nie ma ciszy

Współcześnie coraz mniejszy ładunek, zarówno emocjonalny jak i symboliczny, przypisywany jest istnieniu ciszy.
Coraz częściej jest ona wręcz niepożądana i zwalczana, szczelnie zapełniana dźwiękami tak, jakby zapomniane zostało, iż cisza jest niezbędna do występowania dźwięku.
Co więcej, dźwięk jest koniecznością wpisaną w życie, gdyż wszystko co żyje wydaje dźwięk, dlatego też cisza rozumiana jako brak dźwięków nie istnieje i nie da się jej doświadczyć.
Cisza to bezruch, śmierć, nicość.

Amerykański kompozytor John Cage w trakcie badań nad zrozumieniem sensu ciszy, pragnął doświadczyć zjawiska ciszy absolutnej, jednak nawet po znalezieniu się we wnętrzu komory bezpogłosowej wciąż słyszał on ciąg niskich i wysokich dźwięków, generowanych przez jego układ nerwowy i pracę serca.
Dopóki żyję, muzyka nie umrze.1
Dopóki żyjemy, słyszymy samych siebie.
Nawet w przypadku uszkodzenia słuchu człowiek nadal odbiera dźwięki pochodzące z wnętrza swojego ciała w postaci impulsów przewodzonych mechanicznie, dlatego też niemożliwe jest nigdy doświadczenie całkowitego braku dźwięków.

Peanem na cześć dźwięku – nie-ciszy jest przełomowy utwór Cage’a 4’33” (1952r.).
Skomponowany w celu odrzucenia ram muzyki klasyczno-romantycznej, utwór zamiast ciągu akordów proponuje swobodny przepływ dźwięków, a zamiast określonej formy – przebieg niezdeterminowany. W trakcie wykonywania utworu nie gra żaden instrument, ponieważ kompozycja składa się z samych pauz. Zdawać by się mogło, że sala koncertowa będzie więc wypełniona ciszą, jednak już po chwili słyszalna jest szeroka gama dźwięków, które do tej pory były mylnie utożsamiane z ciszą.
Szept, szelest ubrań, stukot obcasów, kaszlnięcie, pomrukiwanie.
To wszystko tworzy bogate doświadczenie muzyczne, gdzie kompozytorem staje się odbiorca, od którego to zależy zarówno całkowita interpretacja utworu, jak i zakres słyszalnych dźwięków.

Cage swoim utworem proponuje uważny akt kontemplacji, mający na celu wyostrzenie procesu słuchania oraz zrozumienie złożoności występujących w przestrzeni planów dźwiękowych, co ma prowadzić do pełniejszego odbioru otaczającego krajobrazu audialnego.

Jest pejzaż

W każdym momencie życia człowiek nieustannie doświadcza obecności otaczających go dźwięków. Część z nich kategoryzowana jest jako keynote sounds – tła dźwiękowe, które mimo, iż są rejestrowane, odbierane są jedynie jako tło, w większości przypadków sprowadzane do pojęcia ciszy. Figury, które wyłaniają się z tła dźwiękowego to signals – dźwięki o określonym, rozpoznawalnym znaczeniu, jednorodnie interpretowane przez określoną społeczność czy użytkowników danego miejsca.
Sygnały dźwiękowe przybierają zazwyczaj charakter sygnałów informacyjnych, dekodowanych przez odbiorcę w celu uruchomienia odpowiednich zachowań i są wynikiem umowy społecznej, dostosowanej do określonych potrzeb. Sygnały te muszą być świadomie słuchane, a przymus ten wiąże się z określoną przynależnością kulturową.
Wyróżniane są również soundmarks – dźwięki unikatowe, wymagające należytej ochrony, które zwykle charakterystyczne są dla obszarów dziedzictwa kulturowego.

Przedstawiona charakterystyka dźwięków buduje składową pejzażu dźwiękowego, ang. soundscape, który jest kluczowym pojęciem ekologii muzyki, będącej dziedziną muzykologii.
Pojęcie to rozumiane jest jako środowisko dźwiękowe, w którym nacisk kładziony jest na sposób w jaki jest ono postrzegane i w dużej mierze zależy od stosunku między jednostką, a dowolnym środowiskiem dźwiękowym.

Pojęcie to zostało sformuowane w 1967 roku przez Raymonda Murraya Schafera, kanadyjskiego kompozytora i badacza pejzażu dźwiękowego, który w latach 60. XX wieku rozpoczął World Soundscape Project – nowatorską inicjatywę mającą na celu zwrócenie uwagi na zmiany zachodzące w środowisku dźwiękowym, związane głównie z jego zanieczyszczeniem, jak również podniesienie kwestii dotyczącej jakości samego procesu słuchania.

Rozpatrując zmiany, które nastąpiły w pejzażu dźwiękowym na przełomie wieków, zauważa się jego postępującą degradację związaną z coraz większą przemocą akustyczną.
Początkowo pejzaż tworzyły odgłosy natury, które wraz z rozwojem cywilizacji stopniowo ustępowały miejsca dźwiękom związanym z postępem technologicznym, czego momentem kulminacyjnym stała się rewolucja przemysłowa, wprowadzająca w krajobraz uciążliwy i monotonny dźwięk maszyn i transportu.

W wyniku tego procesu nastąpiło przejście pejzażu dźwiękowego ze stanu HI-FI, definiowanego przez Schafera jako krajobraz, w którym dominowały czyste dźwięki niosące w sobie informację o ich źródle, do stanu LO-FI – zaburzenia, ciągłego hałasu, gdzie niemożliwe jest odczytanie zarówno znaczenia dźwięku, jak i jego pochodzenia.
W książce G. Follmer’a The sound of the City autor wyraża swoją obawę, iż w obecnym stanie degradacji krajobrazów dźwiękowych, miasta narażone są na ryzyko, że wszystkie będą brzmiały tak samo.

Rozwiązaniem, które proponuje Schafer jest idea strojenia świata, zawarta w książce o tym samym tytule, Tuning of the World.2
Kompozytor tłumaczy, że konieczna jest zmiana zmierzająca do stworzenia krajobrazu dźwiękowego oraz powrotu do wartości prezentowanych przez ciszę i wyrazisty, pięknie brzmiący dźwięk związany z określonym miejscem.
Aby tego dokonać konieczna jest ochrona oraz pielęgnowanie dźwięków unikatowych dla danego obszaru, jak również redukcja wszystkich negatywnych bodźców słuchowych, zanieczyszczających przestrzeń.
Nade wszystko potrzebna jest jednak zmiana procesu słuchania, który tożsamy z procesem widzenia, stałby się środkiem budującym bogate doświadczenie przebywania w określonej przestrzeni, gdzie znaczenie dźwięku staje się świadomie odczytywane.

Wg K. Wrightsona jednym z najważniejszych osiągnięć Schafera jest przekonanie, że: „dźwięk określonego obszaru wraz ze swoimi tłami, symboliką i dźwiękami o charakterystycznym znaczeniu może – podobnie jak lokalna architektura – wyrażać tożsamość danej społeczności do tego stopnia, że zamieszkiwane tereny mogą być rozpoznawalne i charakteryzowane za pomocą swych pejzaży dźwiękowych.”

Oznacza to, że dźwięk oraz szerzej – umiejętne kształtowanie pejzażu dźwiękowego, może stać się czynnikiem kształtującym doświadczanie przestrzeni na równi z architekturą.

I architektura

Powyższe rozważania na temat relacji pomiędzy dźwiękiem, a architekturą stały się podstawą badań amerykańskiej pary naukowców, Barrego Blessera oraz Lindy Ruth Salter, którzy są współczesnymi teoretykami Architektury Słuchowej twierdząc, że: „akustyka danej przestrzeni modeluje w znacznym stopniu doświadczanie tej przestrzeni.”3
Nurt ten opiera się na badaniach Schafera i jego postulatach na temat wyostrzenia procesu słuchania, które zostały przez amerykańską parę przełożone na grunt architektury i sformułowane jako status Architektury Słuchowej:
Architektura Słuchowa miałaby zatem wzbudzać na nowo świadomość audytywnego odbioru poprzez przemyślane planowanie dźwiękowego charakteru przestrzeni. Słuchowa Architektura jest koniecznością, gdy narażeni jesteśmy na coraz większą gamę doznań akustycznych.

Idea ta nie jest kolejnym trendem w architekturze, lecz przeciwnie – zjawiskiem, które pozwala na dogłębne zrozumienie zasad funkcjonowania istniejącej przestrzeni, proponując wytyczne projektowe dla nowo powstających budynków, chcąc uformować znajdującego się w nich człowieka również poprzez dźwięk.

Barry Blesser zwraca uwagę przede wszystkim na fakt, iż obecnie architektura jest całkowicie wzrokocentryczna - proces projektowania ogranicza się jedynie do projektowania akustycznego w obrębie przestrzegania wymagań normowej dźwiękoszczelności w przegrodach budowlanych, jednak aspekt słuchowy odnoszący się do wpływu, jaki poszczególne elementy wnętrza wywierają na akustykę danego pomieszczenia, bardzo rzadko brany jest pod uwagę już na etapie projektowym.
W większości przypadków uwidacznia się on dopiero w procesie użytkowania danego obiektu, kiedy to negatywne efekty akustyczne pomieszczenia wpływają na uczucie niepokoju, zgrzytu oraz przytłoczenia, co często prowadzi do niechęci przebywania w danej przestrzeni.
Niestety, bardzo rzadko odkrywana jest prawdziwa przyczyna tego zjawiska, powierzchownie skategoryzowanego jako brak atmosfery miejsca i bagatelizowany jest jej szkodliwy wpływ na samopoczucie i relacje pomiędzy mieszkańcami, którzy stają się coraz bardziej rozdrażnieni.

Brak świadomości projektowej, która domaga się postawienia akustyki przestrzeni na równi z jej wizualnym wyznacznikiem jest podstawowym błędem, który nie respektuje dwudziestoczterogodzinnego systemu słuchania, nie dającego się przecież „wyłączyć”.
Człowiek nie posiada bowiem naturalnego mechanizmu do zablokowania słuchania, podobnego do działania powiek zatrzymujących proces widzenia – dźwięk otacza człowieka zawsze, z każdej strony, nawet wtedy, gdy nie jest się na niego przygotowanym bądź nakierunkowanym.
Fakt ten świadczy również o naturalnej konieczności słuchania, wpisanej w życie człowieka, które w znaczącym stopniu buduje przecież stopień odbioru przestrzeni, poczucie identyfikacji oraz bezpieczeństwa.
Nowo powstająca architektura powinna więc uwzględniać ten fakt, stając się tym samym sanktuarium dźwięku, powolności i ciągłości kulturowej, by móc bronić ludzi przed utratą ich tożsamości oraz wzmacniać ich poczucie rzeczywistości i kulturowej ciągłości.

I dźwięk

Każdy ruch w przestrzeni wydaje dźwięk. Użyty materiał, konfiguracja przedmiotów, kształt pomieszczenia, czy też jego wysokość.
To wszystko generuje dźwięk, który następnie przetwarzany jest podświadomie na uczucia – pozytywne, jeżeli dźwięk posiada odpowiednie znaczenie, tj. współgra z naszym wyobrażeniem oraz wizualnym wrażeniem przestrzeni lub negatywne, gdy czynniki te odbierane są jako rozmijające się.

Dla przykładu, faktura i materiał ścieżki, które emitują odpowiednie dźwięki, mogą spotęgować odczucia z których człowiek nie będzie sobie zdawać sprawy, ale poczuje się lepiej i powie, że panuje tam oryginalny nastrój, który będzie efektem specyficznego klimatu akustycznego.

Cytując za fińskim architektem, Juhanim Pallasmą:
„każdy budynek i każda przestrzeń mają swój charakterystyczny dźwięk intymności lub monumentalności, zaproszenia lub odrzucenia, gościnności bądź wrogości.
W przeciwieństwie do wzroku słuch wzmacnia odczucie bycia wewnątrz architektury, zanurzenia się w niej i ustawicznej z nią łączności.”
4

Ucho ludzkie bowiem stanowi architekturę analogicznie jak ludzkie oko.
Dlaczego więc tak mało uwagi przykłada się do fonicznego zrozumienia otaczającej nas przestrzeni?
Czemu proces projektowania architektury nadaje wciąż prymat wzrokowi, stawiając jednocześnie na uboczu efekt dźwiękowy, generowany wewnątrz pomieszczenia?
Czyż nie otacza on człowieka bardziej, aniżeli poszczególne znajdujące się tam przedmioty?
Czyż chcąc uzyskać głębię w architekturze, człowiek nie oprze się przede wszystkim na zmyśle słuchu?

Budynki bowiem nie są w stanie odpowiedzieć na ludzkie spojrzenia, jednak mogą odbijać dźwięki z powrotem do uszu, co stanowi o odbiorze całej złożoności form, geometrii i kształtów.
Doświadczanie przestrzeni tworzone jest za pomocą poruszającego się dźwięku, pozwalającego określić wymiary pomieszczenia oraz ustalić przestrzenną relację z człowiekiem.
To właśnie dźwięk w najpełniejszy sposób jest w stanie opisać przestrzeń, która równocześnie stanowi nieodzowny aspekt doświadczania dźwięku.

Robert Losiak, badacz pejzażu dźwiękowego związany z Uniwersytetem Wrocławskim dodaje: „(…) dźwięk jednoczy, otacza i wlewa się w słuchacza w przeciwieństwie do wzroku, który wyodrębnia, różnicuje”5, dlatego też tak ważne jest, aby architektura nie była definiowana jedynie poprzez widzialną powłokę, gdyż może to oznaczać, że obecnie człowiek bardzo dużo traci z pełnego zrozumienia, czym jest sens architektury.

Architektura nie jest bowiem jedynie maszyną do życia, opakowaniem ani osłoną wyposażoną w niezbędne produkty, wiodące samodzielny prym egzystencji.
Jest też również czymś więcej niż tylko grą brył w świetle, nie można bowiem tak dychotomicznie rozdzielać ją pomiędzy Architekturę Życia oraz Architekturę Sztuki, ponieważ jej prawdziwy sens leży pośrodku i jest nim każdy rezonujący w niej dźwięk człowieka, każde zaobserwowane światło, każda dotknięta faktura, smak każdego posiłku oraz każdy zapach, zarówno starości jak i nowości.

Więc nie tylko patrz

Aby móc na nowo spojrzeć na architekturę – dostrzec jej pełnię w kluczu wielozmysłowego doświadczenia należałoby – paradoksalnie – zamknąć oczy i nie widzieć, lecz poczuć ją wszystkimi czterema zmysłami i otworzyć się na całkowicie odmienne przeżycie.
Może właśnie to wzrok często przeszkadza nam, aby zobaczyć to, co najważniejsze?
Może często patrzymy właśnie jedynie wzrokiem, zamiast patrzeć równocześnie również słuchem, węchem, smakiem i dotykiem?
Wzrok nie musi się bowiem ograniczać jedynie do patrzenia.
Może dlatego też właśnie osoby niewidome – wbrew powszechnemu twierdzeniu – są często w stanie doświadczyć architektury w głębszym stopniu, aniżeli osoby widzące.




1. Beata Stylińska, Żyjemy w epoce Cage’owskiej, https://www.polskieradio.pl/8/1594/Artykul/624484,Zyjemy- w-epoce-Cageowskiej, [dostęp: 15.06.2018r]
2. R.M. Schaffer, The tuning of the World, MIT Press, 1977
3. B. Blesser, L. Ruth-Salter, Spaces speak are you listening?, MIT Press, 2016
4. J. Pallasmaa, Myśląca dłoń: egzystencjalna i ucieleśniona mądrość w architekturze, Instytut Architektury, Kraków 2015
5. S. Bernat, Dźwięk w krajobrazie, podejście geograficzne, wyd. Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2015